niedziela, 1 grudnia 2013

Salus animarum suprema lex

Z racji obranego kierunku studiów i natchnienia postanowiłem ułożyć własną litanię. Co prawda niezatwierdzona przez Matkę Kościół i bez imprimatur, ale mam nadzieję, że nie ściągnie na mnie kary ekskomuniki... Ad maiorem Dei gloriam! :)

LITANIA DO ŚWIĘTYCH PATRONÓW PRAWNIKÓW

Kyrie eleison.
Chryste eleison. Kyrie eleison.
Chryste, usłysz nas.
Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże
Duchu Święty, Boże
Święta Trójco, jedyny Boże
Święta Maryjo, Matko Boża , módl się za nami.
Zwierciadło sprawiedliwości
Stolico mądrości

Święty Iwonie Hélory, patronie sprawiedliwości i "adwokacie biedaków"
Święty Tomaszu Morusie, wzorze aktywności obywatelskiej
Święty Janie Fisherze, obrońco prawa małżeńskiego
Święty Janie Kapistranie, apostole zjednoczonej Europy
Święty Rajmundzie Peñafort, patronie studentów prawa i prawników-teologów
Święta Dario, patronko sędziów
Święta Katarzyno Aleksandryjska, patronko adwokatów
Święty Fidelisie z Sigmaringen, patronie radców prawnych 
Święci Marku Ewangelisto i Gnezjuszu z Arles, patroni notariuszy
Święty Mateuszu Mulumbo, patronie urzędników
Święty Mikołaju z Miry, patronie więźniów
Święty Alfonsie Mario Liguori, przykładzie moralności i ascezy

Święty Cyprianie z Kartaginy
Święty Filogoniuszu z Antiochii
Święty Trifiliuszu
Święty Ambroży
Święty Germanie
Święty Augustynie
Święty Kastorze z Apt
Święty Liphardusie
Święty Salwiuszu z Albi

Święty Tomaszu Beckecie
Święty Bernardzie Tolomei
Święty Tomaszu z Akwinu
Święty Bernardzie ze Sieny
Święty Jakubie z Marchii

Święty Kajetanie z Thieny
Święty Piotrze z Alkantry
Święty Alfonsie de Ozorco
Święty Piotrze Kanizjuszu
Święty Andrzeju Avellino
Święty Bernardynie Realino
Święty Karolu Boromeuszu
Święty Turybiuszu de Mogrovejo
Święty Józefie Kalasancjuszu
Święty Henryku Walpole
Święty Franciszku Salezy
Święty Oliwierze Plunkett

Święty Albercie Hurtado
Święty Josemarío Escrivo de Balaguer

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami 

Boże, Najwyższy Sędzio, spraw za wstawiennictwem Świętych Patronów prawników, abyśmy, słudzy doczesnej sprawiedliwości, wiodąc prawe życie oraz wykonując sumiennie naszą pracę, mogli z nadzieją stanąć przed Tobą. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen

niedziela, 15 września 2013

Gej czy nie? Czyli, kto w historii był taki jak ksiądz Adam.

Na ekrany polskich kin wszedł właśnie film "W imię...". W skrócie to opowiada on o księdzu - homoseksualiście, który boryka się ze swoją orientacją seksualną i wiarą. Przede mną jawi się natychmiast wiele myśli, stąd niektórymi postanowiłem podzielić się z Wami.

Na początku może zapytam Was: W jakim celu kręci się w Polsce takie filmy? Po to aby uświadomić społeczeństwu pewne fakty? A może by wprowadzić temat do powszechnej dyskusji? By podburzyć część wyżej wymienionego tudzież zrobić na złość swojemu ojcu? Powodów może być mnóstwo, lecz czy nie lepiej zrobić film - dzieło jakiego polski iluzjon jeszcze nie widział? I nie mówię by całkowicie zmieniać tematykę! A jakże! Mówię o obrazie, który przyciągnąłby do kin rzeszę ludzi i to nie tylko w naszym kraju! Niestety stać nas wyłącznie na historię o "zwykłym", prowincjonalnym klesze.

Skoro to blog historyczny to weźmy pierwszą z brzegu postać, która przychodzi mi do głowy i jest związana z tematem. Marek Aureliusz Antoninus, bardziej znany jako Heliogabal - transseksualista na cesarskim tronie w III wieku naszej ery. Człowiek ten zamiast zajmować się polityką i rządzeniem, preferował organizować homoseksualne orgie, zasłynął z niecodziennych przyjęć dla swoich gości. (Tu odsyłam do różnych ciekawych opracowań na temat jego życiorysu.) Reżyser mógłby doskonale ująć jego stan psychiczny, różnego rodzaju zachowania, spróbować ukazać nam zagubionego człowieka, wewnętrznie rozdartego, jakim z pewnością był Heliogabal. Facet poślubił trzy kobiety, by w końcu znaleźć spokój w ramionach kochanka i zarazem niewolnika - Hieroklesa, a dodatkowo chciał dokonać czegoś niemożliwego w ówczesnym świecie - zmienić płeć. Czyż ta historia nie byłaby lepsza? Mamy problemy znacznie trudniejsze od problemów księdza z filmu, plus podajemy publiczności kogoś szerzej znanego niż nasz parochus Iksiński. Efekt mógłby być porażający. Na "Quo vadis" Kawalerowicza (o ile pamiętam najdroższy polski film) przyszło wielu widzów, dlaczego nie na "Heliogabala"? Z dobra promocją to nie tylko w Polsce by się sprzedał. Może jakiś Oscar wpadłby w nasze ręce? Kto wie... Przeczytałem ostatnio w "Dzienniku Zachodnim", że mamy trudności z wychowaniem dobrych scenarzystów, może sęk tkwi właśnie tutaj?

Wiem, wiem. Zarzucicie mi to, iż Heliogabal nie był kapłanem (choć historycy pewnie nie zgodziliby się ze mną, bo od Oktawiana każdy cesarz nosił tytuł Pontifex Maximus - Najwyższego Kapłana), więc dodam nie był kapłanem katolickim, a na tym reżyserce pewnie zależało. Nie wnikam, ale w zamian z kilku przykładów, które pukają do mych drzwi, przytoczę jeden i to z samej góry.

Pietro Barbo bardziej znany jako Paweł II nie przepadał zbytnio za tym imieniem. Po wyborze na Stolicę Piotrową w roku 1464 ten najprzystojniejszy papież w historii Kościoła pragnął panować jako Formozus (po grecku "przystojny"), niestety imię to przywodziło na myśl jednego z jego poprzedników, który zasłynął z tego co przytrafiło mu się po śmierci. (Ciało Formozusa (815-896) ekshumowano by wytoczyć mu proces sądowy na rozkaz jego następcy Stefana VI (VII) (896-897). Wydarzenie to przeszło do historii pod nazwą "trupiego synodu".) Następnie wybrał imię Marco - to znów kojarzyło się z weneckim okrzykiem bojowym. I tak Pietro został Pawłem, choć sam nazywał siebie Narcyzem, ponieważ kochał przeglądać się w lustrze świadom swego piękna.

Sama sylwetka papieża jest pokazywana w wyłącznie negatywnym świetle, co do końca nie jest prawdą (Paweł II nie dopuszczał symonii czy ograniczał korupcję), lecz nie będę tutaj się nad tym rozwijał. Skupię się tylko na kilku faktach. Ten Następca Chrystusa na ziemi był hedonistą, homoseksualistą, uwielbiał przyglądać się torturowaniu młodych, pięknych chłopców. Jednym słowem - idealny byłby z niego bohater filmowy. A scena śmierci dorównałaby słynnemu "zabójstwu pod prysznicem" z "Psychozy" Hitchcocka czy groteskowemu finałowi "Doktora Strangelove" Kubricka, w której pilot eksploduje razem z bombą wymachując kapeluszem. A dlaczego dorównałaby? Legend na temat odejścia papieża na tamten świat jest mnóstwo i mimo, że nie jestem zwolennikiem mieszania faktów i mitów (tak jak to dzieje się w serialu o Borgiach) to tutaj uczyniłbym wyjątek. Oficjalnie zmarł na atak apopleksji lub został uduszony, lecz z dużą dozą prawdopodobieństwa - jak podaje Gerard Noel w swej książce "Występni papieże renesansu" - "do śmierci Pawła II przyczyniły się nieumiarkowane igraszki z jednym z jego ulubionych chłopców po zjedzeniu zdecydowanie zbyt dużej ilości melonów" (które uwielbiał), dodajmy jeszcze, że na głowie miał najcięższą tiarę świata, za którą zapłacił 120 000 dukatów, co czyniło ją najdroższą w historii. Czyż nie piękne? Patrząc na powodzenie "Rodziny Borgiów" to sukces takiego filmu należałoby liczyć w grubych milionach. Może brakowałoby w nim jakiś transcendentnych przeżyć, ale czy to naprawdę obchodzi współczesnego widza?

Reasumując po części, bo sami sobie macie wyrobić zdanie a nie na moje patrzeć. Film polski stoi na dnie niczym załoga batyskafu Trieste na dnie Rowu Mariańskiego. Reżyserzy kręcą filmy typu "Pokłosie" czy "W imię...", bo chcą skłócić skłóconych Polaków. W imię czego? Aktorzy robią za ekspertów życia codziennego oraz duchowego i doradzają Kowalskiemu, który zarabia 1200 złotych, jak ma żyć. Pan Lis może zaprosić do studia właśnie takiego "fachowca" i odhaczyć jeden odcinek. Jak zwykle zajmujemy się tematami zastępczymi (choć nie twierdzę, że problemy takich ludzi jak "ksiądz Chyra" nie mają być dla nich ważne) zamiast realnymi problemami (gospodarczymi przede wszystkim). Prawa strona chce by wszystko było takie jak wieki temu, a jak mówią Czesi "to se neda". "Bagno" nie wie, w którą stronę ruszyć. Lewa chce by Polska była laicka w 100%, a na razie "to se neda", więc ja powtórzę za carem Aleksandrem II Romanowem "Porzućcie marzenia Panowie, porzućcie marzenia!" i zabieram się do ożywienia tego bloga. : )

czwartek, 8 grudnia 2011

Jak walczył z hitlerowcami "agent nr 1"?

Siedemdziesiąt lat temu Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej wypowiadając wojnę Japonii. Wczoraj była rocznica ataku, dokonanego przez flotę cesarza Hirohito, na amerykańskie jednostki zakotwiczone w porcie Pearl Harbor. Jednak dzisiaj chciałbym wspomnieć o innej rocznicy.

Uszkodził kilkaset samolotów, zatopił kilka okrętów, wysadził wojskowy transport. Polak Jerzy Iwanow-Szajnowicz to legenda greckiego ruchu oporu.

Jerzy Iwanow-Szajnowicz urodził się 100 lat temu, 14 grudnia 1911 roku. Jego matka była Polką, ojciec Rosjaninem, natomiast ojczym Grekiem. Przed II wojną światową Jerzy dzielił czas między Polskę a Grecję, uczył się języków (znał angielski, francuski, rosyjski, grecki oraz niemiecki) i robił karierę sportową jako pływak i waterpolista.

W chwili wybuchu wojny polsko-niemieckiej w 1939 roku przebywał u matki w Salonikach. Ponieważ nie zdołał dotrzeć do Polski przed zakończeniem działań wojennych, udał się do Palestyny, by tam wstąpić do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. W Palestynie po ukończeniu polskiej podchorążówki nawiązał kontakt z Anglikami (agencją SOE). Po zaopatrzeniu w paszport angielski i listy polecające, kazano mu jechać do Londynu. Tu Polak przebył specjalny kurs "Intelligence Service" w zakresie kunsztu dywersyjno-wywiadowczego, po czym przerzucono go do Grecji. Pod zmienionym nazwiskiem Jerzy pracował w niemieckich warsztatach na lotnisku w Salonikach. Zanim hitlerowcy zorientowali się w prowadzonym przez jego grupę sabotażu, zostało uszkodzonych kilkaset maszyn! Na dodatek w ostatniej chwili Jerzy uciekł z otoczonego warsztatu wcześniej wykopanym podkopem. Następnie "agent nr 1" wziął się za okręty. Kilka z nich zatopił (w tym U-Boota 133) przy pomocy min. Ponownie zdekonspirowany, także i tym razem umknął. Nie było to jego ostatnie słowo. Podczas kolejnych akcji wykoleił pociąg z niemieckim wojskiem w Larissie, zniszczył kilka nadbrzeżnych fortyfikacji w Patras i wysadził skład magazynów wybuchowych w Markopulo.

Wpadł w październiku 1942 roku, zdradzony przez znajomego Greka, skuszonego perspektywą sowitej nagrody za głowę agenta. 4 stycznia 1943 roku w Kesarioni Iwanow-Szajnowicz próbował uciec przed egzekucją, ale tym razem kule były szybsze. Dziś "agent nr 1" ma ulicę i pomnik w Salonikach, a na podstawie jego życiorysu powstała książka S. Strumph-Wojtkiewicza i film "Agent nr 1" (w 1971 roku z K. Strasburgerem).

poniedziałek, 31 października 2011

Wyprawa Stefana Czarnieckiego do Danii

Jak Czarniecki do Poznania
Po szwedzkim zaborze,
Dla ojczyzny ratowania
Wrócim się przez morze.

Wolę napisać tę zwrotkę, bo jak udowodnił ostatni egzamin gimnazjalny, nie wszyscy znają słowa polskiego hymnu :) A teraz do rzeczy.

Jednym z przyczynków do zakończenia potopu szwedzkiego była udana wyprawa Stefana Czarnieckiego do Danii. Wojsko polskie i jego wódz, gromiąc Szwedów, okryli się wielką chwałą, o czym do dziś wspomina "Mazurek Dąbrowskiego". Żołnierze polscy mieli też możliwość zapoznania się w Danii z wieloma dziwnymi dla nich obyczajami, ale o tym później.

W czasie potopu, gdy Szwedzi zaczęli doznawać w Polsce pierwszych niepowodzeń i porażek, król szwedzki Karol X Gustaw zdał sobie sprawę, że nie zdoła samodzielnie pokonać Rzeczypospolitej. Stworzył wtedy pierwszy w dziejach plan rozbioru naszego kraju i wkrótce przekonał do tego pomysłu elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma, księcia siedmiogrodzkiego Jerzego Rakoczego (swoją drogą, ciekawe czy to przodek biskupa Tadeusza:)), przywódcę Kozaków Bohdana Chmielnickiego, a także Bogusława Radziwiłła, który postanowił oderwać Litwę od Polski. Los Rzeczypospolitej zdawał się przesądzony, kiedy w Radnot na Węgrzech (obecnie w Rumunii) 6 grudnia 1656 roku podpisano pierwszy w dziejach układ rozbiorowy. W tej sytuacji do wojny przeciwko Szwecji przystąpiły po stronie polskiej Austria i Dania, a siedmiogrodzkie wojska J. Rakoczego zostały doszczętnie rozbite przez Polaków - plan króla szwedzkiego runął. Szwedów opuścił także elektor brandenburski, który po traktatach welawsko-bydgoskich z 19 września i 6 listopada 1657 roku przyłączył się do koalicji antyszwedzkiej w sojuszu z Rzecząpospolitą. W zamian uzyskał zwolnienie z zależności lennej wobec króla polskiego w Prusach Książęcych. Wydawało się, że nowa koalicja polsko-brandenbursko-austriacko-duńska zmusi Szwedów do szybkiej kapitulacji. Karol X Gustaw w błyskawicznej kampanii zaatakował jednak Danię i pokonał króla duńskiego Fryderyka III, który 27 lutego 1658 roku w Roskilde musiał podpisać kapitulację. Zgodnie z jej warunkami oddał Szwedom Skanię i inne terytoria oraz zawarł z nią przymierze, zobowiązując się do nieprzepuszczania przez cieśniny duńskie na Bałtyk żadnych okrętów wojennych. Jednak Szwedzi szybko przymierze pogwałcili i ponownie zaatakowali Danię, wtedy pomocy udzielili jej Holendrzy.

Zanim król Jan II Kazimierz zdecydował się na podpisanie z Brandenburczykami traktatów welawsko-bydgoskich, pod koniec września 1657 roku Czarniecki wyruszył z wojskiem z Wielkopolski. Przekraczając granicę Rzeczypospolitej, znalazł się na Pomorzu Zachodnim, należącym wówczas do Brandenburgii, a w okolicach Szczecina - do Szwecji. Spodziewano się, że pójdzie na pomoc królowi duńskiemu, gdyż jeden z podjazdów polskich dotarł pod Szczecin, jednak pozostałe oddziały poprzestały tylko na złupieniu ziem Brandenburczyków w okolicach Stargardu. 23 października 1657 roku jazda Czarnieckiego znowu ruszyła na zachód z obozu pod Ujściem w Wielkopolsce, by w kilka dni później przeprawić się przez Odrę i rozbić w Pasewalku na północny-zachód od Szczecina. Na terytorium szwedzkim żołnierze polscy wzięli odwet za bezwzględną politykę Szwedów na ziemiach polskich - kapelan Adam Piekarski pisał lakonicznie, że prowincja dymem śmierdzi. Próba zdobycia miasta Ueckermunde się nie powiodła, jednak po zawarciu sojuszu z Brandenburgią 12 listopada Czarniecki wrócił do kraju. Jedynym skutkiem tej wyprawy było splądrowanie ziem przeciwnika i wymuszenie na nim zawarcia pokoju i przystąpienia do wojny po stronie polskiej.

Kampanie wojenne przeciwko Szwedom w latach 1658-1659 toczyły się w Polsce, na Litwie i w Danii. Po utracie najcenniejszego sojusznika, Brandenburgii, Szwedzi znaleźli się w defensywie. Uaktywniła się natomiast Rzeczypospolita, najbardziej spektakularnym tego efektem było wyruszenie dywizji Stefana Czarnieckiego, liczącej około 4,5 tys. ludzi, na pomoc Danii zmagającej się z inwazją szwedzką. Po zerwaniu przez króla szwedzkiego pokoju z Danią w Roskilde państwa sprzymierzone z nią postanowiły wysłać na Półwysep Jutlandzki siły ekspedycyjne, by pomóc znajdującym się w ciężkiej sytuacji sojusznikom. Ze strony polskiej zadaniem tym został obarczony Czarniecki, który świetnie spisał się rok wcześniej w wyprawie przeciwko Brandenburczykom i Szwedom. Wraz z Polakami w bitwie o Danię wzięły udział liczniejsze wojska cesarskie pod dowództwem Włocha w służbie austriackiej, feldmarszałka Rajmunda Montecuccolego, oraz brandenburskie - dowodzone przez samego elektora Fryderyka Wilhelma. Podejmując decyzję wysłania wojsk do Danii, król Polski Jan II Kazimierz poszukiwał sposobu zakończenia długotrwałego i uciążliwego konfliktu ze Szwecją. Pod koniec września 1658 roku dywizja Czarnieckiego przekroczyła Odrę i przez Pomorze szwedzkie oraz Meklemburgię udała się na pomoc Duńczykom. Wśród Polaków znalazł się Jan Chryzostom Pasek, dzięki któremu wiemy, że podczas przekraczania granicy polskiej pod Międzyrzeczem
konie zaś po wszystkich pułkach uczyniły okrutne pryskanie, prawi aż do serca przyrastało, i wszyscy to sądzili za dobrą wróżbę, jakoż i tak się stało.
Główne siły polskie poprowadził osobiście S. Czarniecki, w ślad za nim do Danii ruszyli także słynny organizator partyzantki wielkopolskiej Krzysztof Żegocki i wojewoda podlaski Piotr Opaliński. Polacy najpierw wyzwolili Holsztyn i oddali go we władanie królowi duńskiemu, a następnie zaczęto wypierać Szwedów z Jutlandii, zdobywając warownie nadmorskie Sønderborg i Hodersleben. Między 14 a 21 grudnia Polacy odznaczyli się przy zdobyciu wyspy Als. Pasek pisze, że Czarniecki rzucił się z koniem w nurty cieśniny morskiej (szerokości około 500 m), zamierzając przebyć ją wpław, a za nim uczyniły to podległe polskie pułki. Najprawdopodobniej jednak jazda przeprawiła się na małych barkach, ciągnąc płynące konie za sobą, co potwierdzał marszałek R. Montecuccoli, zazdrosny zresztą o sukcesy polskie. Z powodu zimna i lodowatej wody żołnierze przepłynęli zatem cieśninę w łodziach, ciągnąc wierzchowce na uździenicach lub linach. Było to 14 grudnia w taki ciężki mróz, że konie w wodzie od zimna nie pływały, ale jako deszczki na płask leżąc przeciągane były, a skoro z wody wyszły, jako w żelazie omarzły: a tak nasi osiodływając chyżo harcowali dla zagrzania koni. Ówczesny komunikat gdański rozgłosił światu, że Stefan Czarniecki pierwszy pokonał cieśninę na chwałę całego narodu polskiego. Polacy 25 grudnia szturmem odebrali Szwedom warownię w Kolding (Kołdyndze), za co Czarniecki został obdarowany przez króla duńskiego drogocennym złotym łańcuchem. W szturmie wziął udział Pasek:
Skoczyliśmy tedy we wszystkim biegu pod mury, a tu jak grad lecą kule, a tu taki stęknie, jaki taki o ziemię się uderzy. Dostało mi się tedy z moją watahą, że przy srogim filarze albo raczej narożniku było jakieś okno, w którym srodze gruba żelazna krata; zaraz tedy pod ową kratą kazałem mur rąbać na odmianę: ci zmordują, a ci wezmą. Z tamtego okna strzelano do nas, ale tylko z pistoletów... jam też kazał do góry nagotować 15 bandoletów i jak rękę wytknie, wraz dać ognia. I tak się stało, aż zaraz i pistolet na ziemię upadł.
Polacy 7 stycznia pobili Szwedów ponownie pod tą miejscowością, a 27 maja zdobyli Fredriksode. Aż do września 1659 roku Czarniecki wojował w Danii, stacjonując ze swymi wojskami w okolicach miasta Aarhus. Związano tym samym duże siły Szwedów, z którymi jednak trzeba było się bić także w Polsce. W końcu sierpnia 1659 roku Czarniecki postanowił opuścić Danię i wrócić z wojskiem przez Hamburg, gdzie co zamożniejsi Niemcy, znając złą sławę jego oddziałów, woleli usuwać się z drogi, chowając się po domach. Po powrocie do Polski mógł J.Ch. Pasek błyszczeć w towarzystwie, opowiadając o dziwnych zwyczajach Duńczyków:
Nago sypiają, tak jako matka urodziła, i nie mają tego za żadną sromotę rozbierając się i ubierając jedno przy drugim, a nawet nie strzegą się i gościa, ale przy świecy zdejmują wszystek ornament; a na ostatku i koszulę zdejmie i powiesza to wszystko na kołeczkach, i dopiero tak nago, drzwi pozamykawszy, świece zgasiwszy, to dopiero w owe szafę wlazie spać.
Jeszcze kilka lat po wojnie Pasek miał w posiadaniu zdobyczne talary duńskie.

W Danii zostawił Czarniecki pod dowództwem płka K. Piaseczyńskiego grupę 1-1,5 tys. jazdy, która wspierała sprzymierzonych i wzięła udział w zdobyciu twierdzy Nyborg. Było to ważne miasto i port na wyspie Fonii, dokąd Szwedzi wycofali się z Półwyspu Jutlandzkiego w 1659 roku. Wyparłszy Szwedów na wschodni kraniec wyspy, R. Montecuccoli postanowił zdobyć ostatni ich przyczółek z pomocą blokującej miasto floty holenderskiej pod wodzą admirała M. de Ruytera. 24 listopada skoncentrowani pod Nyborgiem Szwedzi w liczbie ok. siedmiu tysięcy ludzi zostali rozbici przez 10 tys. wojsk sprzymierzonych, w tym kawalerzystów Piaseczyńskiego. Niedobitki Szwedów schroniły się w twierdzy, którą następnego dnia de Ruyter rozkazał ostrzeliwać z morza. Dwa dni później Szwedzi skapitulowali. Ich klęska w Danii przyczyniła się do zakończenia drugiej wojny północnej. Międzynarodowy traktat pokojowy zawarto w Oliwie 3 maja 1660 roku o godzini9e 23.00. W klasztorze oliwskim odśpiewano uroczyste "Te Deum laudamus" w obecności Jana II Kazimierza, który przybył z Sopotu. Szwedzi 6 czerwca 1660 roku zawarli z Danią korzystny pokój w Kopenhadze - Duńczycy zrzekli się na zawsze posiadłości po drugiej stronie cieśnin Sund i Kattegat. Echa duńskiej wyprawy Stefana Czarnieckiego znalazły się w "Mazurku Dąbrowskiego", w oryginale brzmią one tak:
Jak Czarniecki do Poznania
Wracał się przez morze,
Dla Ojczyzny ratowania
Po szwedzkim zaborze.