Wiem, gdzie leży dokładnie, bo lekcje geografii często zmuszają człowieka do "wiedzenia" takich rzeczy, szczególnie na konturówkach... :)
Ale Wy możecie nie pamiętać, więc przypomnę...
Ta maleńka wysepka znajduje się 1125 kilometrów na południowy zachód od meksykańskiego Acapulco. Bezludna, dręczona trzęsieniami ziemi, a nawet tsunami, podtrzymuje niewiele istot żywych oprócz krabów...
W 1521 roku odkrył ją Ferdynand Magellan, lecz nie nazwano jej aż do XVIII wieku, kiedy to angielski pirat John Clipperton założył na niej swoją bazę. American Guano Mining Company eksploatowało wyspę przez krótki czas; pod koniec XIX wieku znalazła się w rękach meksykańskich.
W 1914 roku pracowało na niej około stu osób. Na wyspie było niewiele żywności i napojów, zatem co dwa miesiące statek z Meksyku przywoził prowiant. Jednak podczas rewolucji meksykańskiej w 1910 roku zapomniano o Clippertonie. Do 1917 roku większość mieszkańców zmarła z głodu. Ocalało piętnaście kobiet i dzieci oraz jeden mężczyzna, latarnik Victor Alvarez. Już chyba domyślacie się końca tej opowieści??? : ) Latarnik ten ogłosił się królem Clippertonu i popadł w przerażające szaleństwo, pełne gwałtów i morderstw- zabił pięć kobiet, które odtrąciły jego zaloty, zanim uśmierciła go szósta z nich. Osiemnastego lipca 1917 roku, niedługo po śmierci Alvareza, okręt amerykańskiej marynarki wojennej USS Yorktown przepływał nieopodal wyspy; zabrał na pokład cztery kobiety i sześcioro dzieci- ostatnie osoby pozostałe przy życiu.
Clipperton, znajdujący się teraz w rękach Francuzów, pozostawiono na pastwę żarłocznym krabom. Z rzadka odwiedzają go naukowcy i amatorzy wędkarstwa.