czwartek, 25 listopada 2010

Nigdy nie wiesz co Cię w życiu spotka

Kilka godzin temu kolega o przepięknej ksywie Borys powiedział mi, że zbyt mało napisałem o Marco Polo. To fakt, jednak nie Marco chciałem poświęcić cenne miejsce na mym blogu.

Jest ktoś inny o kim Ciocia Wikipedia chyba nie wspomina:( Ktoś zwany podróżnikiem. Podróżnikiem, który przewędrował dalekie i niebezpieczne trasy wiodące przez góry, pustynie i morza, a na swojej drodze napotkał nieznane i egzotyczne kultury, był oczywiście nie Marco Polo. Zostawił po sobie manuskrypt opisujący nie tylko przygody, ale i tajną misję, której się podjął- a która w razie powodzenia mogła zmienić układ sił światowych mocarstw w przyszłych stuleciach...

Dlaczego więc nie mówi się o owej postaci? Dlaczego nie ma go w podręcznikach do historii? Dlaczego ktoś o nim zapomniał? Dlaczego misja się nie udała? Dlaczego...? Takich pytań jest wiele... Myślę że dzięki tej biografii dowiecie się czegoś co zmieni Wasz pogląd na historię...

Zaczynam, więc cykl dłuższych postów.

A dlaczego od postaci wędrowca?

Chyba już wiecie, nie?

Pochodzący z ludu Ongiratów Rabban Sauma, bo przecież o nim mowa, urodził się w 1225 roku jako Bar Sauma ("Rabban" oznacza "mistrza" i stanowi honorowy tytuł, który mu później nadano) we wschodnich Chinach rządzonych przez tego samego Kubilaja, którego rzekomym szpiegiem był Marco Polo. Wracając, Sauma urodził się niedaleko stolicy. Był dzieckiem nestorianów*. Do chwili narodzin Saumy wielu Mongołów porzuciło wiarę w szamanów i leśne duchy i przyłączyli się do Kościoła nestoriańskiego. Byli bardziej tolerancyjni niż katolicy i muzułmanie- stąd duże powodzenie sekty.

Religia pociągała Bar Saumę do tego stopnia, że wbrew rodzicom postanowił zostać mnichem nestoriańskim. Był jedynakiem, przed jego narodzinami rodzice poświęcili dużo czasu na modlitwę i posty (jego imię oznacza "syn postu"). Przez kilka lat Sauma odwlekał decyzję, lecz w 1248 roku rozdał całe mienie i wstąpił do klasztoru. W 1255 przeniósł się w oddalone o około 50km góry Fang, gdzie został pustelnikiem, słynącym z pobożności i dobroci, a także z pragnieniem, by resztę swoich dni spędzić na samotnej kontemplacji cudów i misterium Boga. Zbliżamy się do śmierci Saumy...

... ale, ale nie tak prędko, bo bym musiał już kończyć... Los zgotował mu całkiem coś innego... :)

Pewnego dnia przybył do niego piętnastoletni chłopak o imieniu Marcus. W dwa tygodnie przebył góry, aby dotrzeć do Saumy i prosić o to, aby został jego duchowym przewodnikiem. Mimo początkowych oporów, pustelnik widząc pobożność i wytrwałość chłopca ustąpił. Po trzech latach Marcus został mnichem. Mnichem innym niż Sauma, mnichem ciekawym świata. Namawiał Saumę, by udali się razem do Jerozolimy. W 1278 roku- mniej więcej wtedy kiedy Marco Polo dotarł do Chin- przekonał przełożonego do podróży.

Nikt w ówczesnym świecie nie przebył jednak drogi kupieckiej zwanej Jedwabnym Szlakiem, handlarze ze Wschodu i Zachodu spotykali się w połowie drogi. Po najeździe Mongołów na Europę Wschodnią Europejczyków zaciekawiły barbarzyńskie ludy i miejsca, z których przybywali. Papież Innocenty IV (pontyfikat od 1243-1254) chciał nawiązać pokojowe stosunki z wnukiem Czyngis- chana, Gujukiem przez pośrednictwo księdza Jana di Plano Carpini i nawrócić ich na chrześcijaństwo, lecz ten przywiózł z powrotem tylko list z groźbą kolejnego najazdu. Nie udało się to też królowi Francji Ludwikowi IX Świętemu.

Ciekawe, że Sauma, człowiek ze skłonnością do medytacji zechciał przez wędrówkę dać wyraz swojej wierze. Trzeba było być dzielnym, wytrzymałym i bystrym oraz bez reszty rozmiłować się w pomyśle. Aby pojąć imponujący charakter tej wędrówki, musicie Moi Mili, wyobrazić sobie pieszą lub konną podróż przez Stany Zjednoczone w okresie niepokojów społecznych i bandytyzmu, wtedy kiedy większość ludzi rzadko oddalała się o 30 kilometrów od domu...

Na dzisiaj to tyle o człowieku, który mógł zmienić bieg historii...


*nestorianie- dominujący odłam chrześcijaństwa, a raczej sekta w Chinach i Persji, Kościoły rzymski i bizantyjski uważały nestorian za herezję; sekta wzięła nazwę od Nestoriusza, biskupa Konstantynopola, uważającego, że w ciele Jezusa istniały dwie odrębne osoby- ludzka i boska, Maria zaś była matką tylko "ludzkiej" Jego części; herezję potępiono w 431 roku podczas soboru efeskiego, ponieważ Kościół katolicki utrzymuje, że boska i ludzka natura Chrystusa stanowią jedność, a Maria jest Matką Boga; po wygnaniu z Rzymu i Konstantynopola osiedlili się na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej

środa, 24 listopada 2010

Mit sławnego podróżnika?

Prawda jest taka: o czymś się wie a o czymś innym nie.

Wielu z Was z pewnością zna sporo wydarzeń, znanych wydarzeń, hmmm nawet przełomowych wydarzeń w dziejach epoki... Ale czy wydarzenia te rzeczywiście miały miejsce?
Dzisiaj nawet trudno powiedzieć, czy coś co miało miejsce 100 lat temu, zdarzyło się. Jednak wiem na pewno, że wiele sytuacji nie uzyskało rozgłosu, a były o wiele ważniejsze niż te, o których świat wie.

Tym razem poruszę znany temat.

Na początku, znów muszę powiedzieć, że dziecko w wieku ośmiu lat słyszało to nazwisko.

Polo.
Marco Polo.

To jeden z największych wędrowców epoki, w której przyszło mu żyć. Czy na pewno?

Część historyków twierdzi, że nie był on wcale tym, za kogo się podawał. Ojciec Marco Polo, Niccolo, oraz jego wuj Maffeo, byli kupcami weneckimi i pierwszymi z rodu, którzy z placówki handlowej na Krymie podróżowali do Chin. W latach sześćdziesiątych XIII wieku przybyli na dwór wielkiego chana w Dadu. Kubilaj, bo tak miał na imię ów władca, przyjął ich i odesłał jako emisariuszy do Europy, prosząc o sprowadzenie chrześcijan, którzy nawracaliby jego poddanych ( w rzeczywistości cel był inny, chana interesowało sprowadzenie wykształconych ludzi, aby pomogli mu władać imperium). Kiedy w 1275 roku wysłannicy wrócili do Dadu*, przywiedli ze sobą młodego Marco, który spędził tam siedemnaście lat.

Po powrocie do Wenecji około 1295 roku Marco Polo wywołał sensację, publikując relację ze swych podróży, Il Milione. Był oczywiście w Chinach, lecz dyskusyjne jest, na ile je zwiedził-mimo swoich szczegółowych obserwacji nie opisał podstawowych chińskich zwyczajów, na przykład krępowania stóp czy picia herbaty, ani nie wspomniał o fenomenach takich jak Chiński Mur. Podróżnik twierdził także, że służył jako specjalny wysłannik chana Kubilaja, lecz chińskie zapiski z owych czasów (które prowadzono z najwyższą dokładnością) nie wspominają o tym. Wpływ Marco Polo był jednak dalekosiężny-jego opisy bogactw Dalekiego Wschodu natchnęły przyszłych odkrywców, między innymi Krzysztofa Kolumba.


*Dadu- dzisiejszy Pekin, w mieście tym urodził się niesławny podróżnik, którego historii nie będę tutaj opisywał...

niedziela, 21 listopada 2010

Cudowna ucieczka

Gdyby przyznawano nagrodę za szybki namysł w obliczu śmierci, trafiłaby ona do niejakiego Davida Rousseau z Kentucky, filibustiera*, który na swoje nieszczęście przyłączył się do inwazji Narcisco Lopeza na Kubę w 1851 roku. Znalazł się wśród pięćdziesięciu jeden mężczyzn schwytanych przez Hiszpanów. Skazańcom dano pół godziny na napisanie listów pożegnalnych przed egzekucją, Rousseau nie miał jednak nikogo bliskiego, do kogo chciałby napisać. Nie mając nic do stracenia, wpadł na natchniony pomysł.
Pewien, że Hiszpanie przeczytają korespondencję skazańców, udał, że amerykański sekretarz stanu Daniel Webster jest jego bliskim przyjacielem.

List zaczął od słów: "Dan, stary przyjacielu, nie spodziewałbyś się pod koniec tej ostatniej miłej wizyty, że zostanę zamknięty w piekielnym lochu, w którym układam niniejszy list. Gdybyś tylko mógł posłać hiszpańskiemu ministrowi skrzynkę tej Twojej bardzo starej madery i powiadomić go o głupich tarapatach w jakich się znalazłem".

Co zdumiewające, Hiszpanie przeczytali list i doszli do wniosku, że mądrzej będzie nie zabijać Rousseau, skoro ma tak potężnych znajomych. Wszyscy schwytani z nim Amerykanie zostali straceni, lecz jego oszczędzono i posłano do hiszpańskich kopalni srebra w Maroku. Po dwóch latach wypuszczono go i powrócił do Ameryki, gdzie podczas wojny secesyjnej służył jako porucznik w pułku Kentucky.


*filibustier- to charakterystyczny amerykański termin, który jak wszystko, co amerykańskie, wywodzi się skądinąd; słowo pochodzi od hiszpańskiego filibustero, po raz pierwszy użytego w XVIII wieku na określenie piratów łupiących hiszpańskie Indie Zachodnie; później zaczęło oznaczać "sabotażystę"- w Kongresie USA "filibustieryzmem" określa się grę na zwłokę, którą posługują się partie mniejszościowe, aby nie dopuścić do uchwalenia jakiejś ustawy

O filibustierach napiszę więcej w najbliższym czasie:)

sobota, 20 listopada 2010

Coś krótkiego na start...

Już za pięć dni święto pluszowego misia- zabawki, która pobiła klocki Lego i Tamagothi. Kilka słów z jej historii dzisiaj napiszę.

Teddy bear
czyli po polsku pluszowy miś. Kto nie zna tego słowa? Każde dziecko, uczące się w przedszkolu angielskiego, je zna to oczywiste jak to, że Stalin umarł, a może jednak nie? Wróćmy jednak do słowa teddy bear...

Czy wiecie skąd to teddy?

Przecież pluszowy w języku, którym włada 1/6 świta to plush.

Już wyjaśniam.

Teddy to zdrobnienie imienia Theodore. Przypomnę Wam że 26. prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki (w skrócie USA) był Theodore Roosevelt i to właśnie od jego imienia pluszowego misia nazwano teddy bear.

Zapytacie "dlaczego"?

Już odpowiadam.

Otóż w listopadowym numerze gazety "Evening Star" z 1902 roku pojawił się komiks opowiadający historię, jak zapalony myśliwy (Theodore Roosevelt) nie dopuścił do zastrzelenia małego niedźwiadka. Komiks przeczytał przedsiębiorca z Brooklynu, cukiernik Morris Michton i postanowił handlowo wykorzystać zdrobniałe imię Roosevelta. Prezydent zgodził się i od tej pory słowo teddy bear pojawiało się na każdym pudełku z misiem w środku.

Start...

Witam. Postanowiłem zacząć pisać własnego bloga, a raczej poić Was dawkami różnych informacji, ciekawostek ze świata historii i nie tylko:) Otóż ab urbe condita minęło kilka ładnych setek lat to i informacji na blogu, o ile będzie mi się chciało pisać, powinno być dużo:)